
Sól ziołowa, którą możecie przygotować dziś ze mną, jest wynikiem kilku ziołowych wariacji. Zaczynałam od soli z samym krwawnikiem i efekt był znakomity. Niestety cierpię na Zespół Niepokojonych Rąk co obliguje mnie do wiecznego kombinowania, zmieniania i ulepszania. I tak, po próbowaniu kilku opcji, wyłoniłam najlepszą z moich mieszanek. Smaczną, zdrową i … kobiecą.
W tym przepisie zastosujemy trzy zioła: krwawnik pospolity, rozmaryn oraz lubczyk. Zioła muszą być świeże, ponieważ to ich soki oraz olejki eteryczne robią nam połowę roboty w aromacie i walorach leczniczych. Walory lecznicze rozumiem tutaj, jako pobudzenie i pomoc w procesach trawiennych oraz wspomaganie kobiecych, tak zwanych, spraw 🙂
Gdzie lekarz nie może, tam krwawnik pomoże!
Internet jest pełen informacji o ziołach wchodzących w skład naszej Soli Achillesowej. Chciałabym przybliżyć Wam opisy zielarki, której nigdy nie było mi dane poznać osobiście, ale zaliczam ją do mojej złotej, zielarskiej trójki. Chodzi mi o wspaniałą zielarkę i niezwykle mądrą kobietę – Marię Treben.
Według Marii Treben krwawnik jest zielem stworzonym dla kobiet. W swoich zaleceniach używała różnego rodzaju ekstraktów z krwawnika ( zazwyczaj napary połączone z połkąpielami oraz nalewki) na typowe kobiece dolegliwości takie jak :
- zanik miesiączki
- zapalenie jajników
- białe upławy
- wypadanie macicy
- menopauza oraz migreny
Pani Treben opisuje również lecznicze kuracje krwawnikiem chorób szpiku, nowotworów czy krwawienia żołądka. Kiedyś wierzono, że krwawnik jest „lekiem na wszystkie choroby” i ja się tej wiedzy naszych przodków kurczowo trzymam.
„O mój rozmarynie, rozwijaj się”
Rozmaryn był szeroko stosowany w polskiej medycynie klasztornej do łagodzenia dolegliwości związanych z układem pokarmowym oraz (tutaj znów o kobietach będzie) podczas wspomagania leczenia braku miesiączki. Rozmaryn jest ziołem, któremu niegdyś powierzano sprawy płodności i nie mogło go zabraknąć podczas słowiańskich uroczystości zaślubin.
W starożytnym Rzymie natomiast rozmaryn pojawiał się podczas ostatniego pożegnania – co kraj, to obyczaj. Jednak, przyznać muszę, że ci cali Rzymianie to wiedzieli co w trawie piszczy z tymi rozmarynowymi pogrzebami. Ponieważ chronili się w ten sposób przed zakażeniami a epidemie to dopiero był rozmarynowy szał…
Osobiście często sięgam po ekstrakt z rozmarynu przy produkcji kosmetyków, stosując go jako konserwant.
Pani Treben umieszcza rozmaryn w mieszance, z której napar ma działanie zapobiegawcze przy udarze mózgu. Taki jeden z policjantów w grupie prewencyjnej przed meczem z Niemcami, bo chorobę Alzheimera też potrafi okiełznać.
Lubczyk i konar zapłonie…
Lubczyk to smak mojego dzieciństwa, a że moja mama jest typowym mieszczuchem, to ten lubczyk tak chyba przypadkiem…w maggi 🙂 Pamiętacie? 🙂
Kiedy słyszymy lubczyk, to natychmiast myślimy o nim w kategorii afrodyzjaku – albo to ja jestem z nim taka monotematyczna. Lubczyk to znacznie więcej niż strzały amora i aromat postkomunistycznego dzieciństwa.
Najcenniejsze, pod kątem ziołolecznictwa są korzenie, ale w liściach też znajdziemy dużo dobra. Nieoceniony dr Różański (kolejny z mojej złotej listy) opisuje lubczyk, jako doskonałe zioło do stosowania przy leczeniu schorzeń układu moczowego. Na jego stronie (tutaj) znajdziemy też zastosowanie lubczyku przy prowadzeniu profilaktyki kamicy moczowej.
Suszenie lubczyku to minus sto do many, ponieważ traci on swój cudowny aromat, ale zasolenie mu już tego nie robi 🙂
Muszę tutaj wspomnieć, że nie zaleca się stosowania lubczyku u kobiet w ciąży i mam karmiących – sorry dziewczyny, wróćcie potem 🙂
Czytam i czytam a przepisu nie ma.
Wiem, że trochę za długi ten wstęp, ale mam misję, w której pragnę przystępnie i bez przynudzania opowiadać o ziołach. Raz lepiej, a raz gorzej, ale ponoć liczą się chęci 🙂

Przygotujcie:
- 250g dobrej soli, ja mam Kłodawską gruboziarnistą i jakieś resztki „himalajskiej”
- ok 10 gałązek świeżego krwawnika
- 3-4 gałązki świeżego rozmarynu
- 7-10 gałązek lubczyku
- moździerz
- szczelny pojemnik na sól
- młynek lub sitko
Zioła kroimy i wrzucamy do moździerza – tłuczemy jak sąsiadka schabowe w niedzielę o 8 rano i rozcieramy z solą.

Przestajemy ucierać w momencie, kiedy sól jest już wilgotna od ziołowych soków, a my w 90% nie jesteśmy już w stanie odróżnić od siebie, wrzuconych do moździerza ziół.

Wilgotną sól, wraz z ziołami wysypujemy na papier do pieczenia i albo zostawiamy do wyschnięcia, albo suszymy w piekarniku na 35 stopniach Celsjusza i termoobiegiem. Ostrzegam, że jak zdecydujecie się na piekarnik to aromat przywiedzie do kuchni głodne ssaki 🙂

Wysuszoną sól możemy albo przesiać z resztek ziół, albo zmielić w młynku. Wsypujemy ją do pojemnika, który pozwoli zachować aromat i TA DA! Mamy to 🙂

Sól Achillesowej nadaje się do wszystkiego, pieczeni, sałatek, ryby, marynat i do czego jeszcze sobie wymyślimy. W mojej spiżarce wyprzeć ją może jedynie „sól do dowadniania” ale o tym już kiedy indziej.
Niech się Wam zieleni,
Rogalova