
Jestem fanem octów wszelkiego rodzaju, jednak najbardziej lubię żywe octy, które nastawiam przez cały rok. Prowadząc wykłady z kosmetyki naturalnej, bardzo często spotykam się z pytaniami na temat sztuki nastawiania octów w celach kosmetycznych. Wiele osób kiedyś próbowało zrobić swój ocet, ale na nastawie pojawiła się pleśń (często mylona z matką octową) i litry dobroci szły w kanalizację.
Na temat octów planuję osobny wpis, gdzie bardziej szczegółowo omówię cały proces produkcji własnych, żywych octów. To też tutaj, w tym temacie napiszę tylko tyle, że Was rozumiem 🙂 Ja też na początku zaliczyłam kilka niewypałów i niewybuchów, co rzeczywiście może zniechęcić.
Właściwie nie wszystko musimy umieć zrobić sami, możemy żywy ocet kupić, albo iść trochę na skróty. Dziś pokażę Wam taki, mały skrócik 🙂
Maceracja ziół octem
W dawnych czasach, przed cudownym odkryciem destylacji mocnego alkoholu, produkcja octów i maceracja nimi ziół były niezwykle popularne. Ciekawych tematyki wykorzystywania octów, jako panaceum zapraszam tutaj. Ocet to konserwacja pierwsza klasa! W kwaśnym środowisku większość bakterii nie ma szans, ale są też takie spryciule, na które ocet nie działa np. pałeczki salmonelli. Warto, więc macerować octem zioła, które wykazują właściwości bakteriobójcze. W walce z siłami dwóch na jednego, salmonella nie będzie już takim kozakiem.
Nieoficjalnie szacuje się, że octy są wykorzystywane przez ludzkość od ok. 7000 lat. Już starożytni babilończycy wykorzystywali ocet robiony na bazie wina daktylowego do celów medycznych oraz kosmetycznych. Korzystajmy i my!
Dej przepisa !

Do zrobienia bardzo fajnego octu kosmetycznego, który zastąpi Wam odżywkę do włosów i tonik do twarzy, potrzebujemy:
- Tojeść – ok. 5 sztuk ziela z kwiatami. Tojeść zawiera między innymi saponiny. Dobrze działa na skórę trądzikową i łojotokową. Pomaga w walce z łupieżem.
- Krwawnica – ok. 5 sztuk ziela z kwiatami. Wykazuje takie same właściwości co sąsiadka z góry, a jak wiadomo co dwa zioła to nie jedno 🙂
- Rozmaryn – ok. trzy gałązki. Dodałam go do tej mieszanki w chwili, kiedy zaczęłam nosić dready licząc na jego działanie przeciwgrzybiczne i przeciwzapalne.
- Żywokost – 3-4 korzenie długości palca wskazującego. Za te śluzy i inulinę, żywokost ma moją dozgonną miłość! Śluzy dają włosom miękkość, a skórze ukojenie – szlag mnie tylko trafia jak jest marnowany w olejach- ale o tym opowiem kiedy indziej.
Zioła tniemy na mniejsze kawałki, maltretujemy trochę w moździerzu i spryskujemy alkoholem 70% – dla lepszej ekstrakcji olejków. Żywokost ścieramy na tarce lub kroimy na małe kawałki.

Jeżeli na sali jest zielarz, to pewnie zastawia się dlaczego ta Rogala pisze o korzeniu żywokostu w lipcu – przecież to dopiero jesienią się pozyskuje! A Rogala w sezonie „korzennym” robi z żywokostu nalewkę oraz zamraża kilka korzonków właśnie do celów octowych sezonu letniego.
Całość wrzucamy do słoja (najlepiej takiego ze szklaną pokrywką) i zalewamy octem jabłkowym, winnym lub (od biedy) spirytusowym. Odstawiamy w ciemnym miejscu na ok. miesiąc.

A na co to komu?
Taki macerat octowy wykorzystuję jako płukankę do włosów po myciu, oraz jako tonik do twarzy. Przed użyciem należy rozcieńczyć nasz macerat octowy. Na szklankę wody daję łyżkę maceratu. Przyrządzony w ten sposób płukanko-tonik należy zużyć w ciągu 3 dni.
Niech się Wam zieleni,
Rogalova